Laudacja dla Mateusza Kwaterki
Laudacja, jaką Piotr Paziński, członek Kapituły Nagrody za Twórczość Translatorską im. T. Boya-Żeleńskiego, wygłosił dla Mateusza Kwaterki:
Ludzie parający się przekładem wiedzą doskonale, że tłumacz, nawet jeśli spędza większość życia za własnym biurkiem, jest po trosze podróżnikiem. Wraz z Napoleonem wyprawia się na Moskwę, odwiedza salony findesieclowego Paryża i komuny anarchistów w Barcelonie, włóczy się po Kijowie połowy lat 20. ubiegłego stulecia albo razem z narratorką zstępuje w duszne krypty austriackiej historii. Niekiedy, bo tak prowadzi autor, musi zadowolić się, jakże przyjemną, wędrówką wewnątrz własnej pamięci, powróciwszy do gier i zabawek swojego dzieciństwa. Czasem, wiedziony ciekawością albo poczuciem reporterskiej misji, zanurza się w slumsy wielkiej metropolii, by odmalować tamtejsze siedliska plugastwa i nędzy.
Bywa też, że narażając się na niewygody w dyliżansie, wyprawia się, bagatela, z Paryża aż do odległej Brukseli; z pokładu okrętu podziwia doki Londynu; pobudza imaginację, by dotrzeć do Chin i Indii, których nigdy nie widział. Ale po co miałby widzieć, skoro są glosariusze i encyklopedie, słowniki biograficzne i specjalistyczne, stare bedekery, archiwa i muzea sztuki, skoro istnieje język i literatura? Tudzież archeologia wyobraźni, materialnej i językowej. A to niezwykle trudna dziedzina, zwłaszcza gdy na tłumackim warsztacie pojawia się autor nader niepospolity, chętny do figli i wędrówek w czasie i przestrzeni. Autor dowcipny, oczytany, złośliwy i niebywale bystry. W tej materii tłumacz go przypomina. I pewnie dlatego się go nie boi, a przynajmniej w swojej tłumackiej robocie z tym się nie zdradza.
Albowiem nasz tłumacz niczego się nie lęka. Paryż zna jak własną kieszeń; w dyliżansie pocztowym czuje się jak w domu; wzburzone morze jest mu tak niestraszne jak biblioteka; żywioł powietrzny przeraża nie bardziej niż przydrożna gospoda. Jakie uczucia żywi wobec kolei – czy równie chłodne, jak jego autor – nie wiemy, jednakowoż wolno domniemywać, iż z braku dyliżansów przyjechał do Gdańska pociągiem. Ale czy możemy być tego pewni? Nie. Najważniejsze jednak, że nasz tłumacz – podobnie jak pisarz, z którym stworzyli całkiem udany, jak Państwo możecie się przekonać, duet autora i przekładcy, zbieraczy curiosów i erudyty, humorysty i komentatora – podróżuje w wyobraźni. Współczesnej, a więc własnej, przefiltrowanej przez cudzy język i cudze doświadczenie, i tej sprzed dwóch stuleci. A ona nie ma dlań tajemnic. Nasz laureat ożywia ją tak, jak obdarzony fantazją i poczuciem humoru turysta ożywia w muzeum starożytną ruinę albo na jedną noc budzi do życia mumię egipskiej księżniczki.
Udzielić staremu oryginałowi życia w nowym języku, to wielka sztuka. Nasz laureat podołał temu z nawiązką, a jest nią niczym nieskrępowana czytelnicza frajda. Za frajdę podróżowania po rzeczywistości i fikcji, za humor, erudycję i brawurową polszczyznę laureatem tegorocznej Nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego za najlepszy przekład książkowy – przełożony z języka francuskiego zbiór próz i reportaży Théophile’a Gautiera pt. „Kaprysy i zygzaki” – zostaje Mateusz Kwaterko.