Tłumacz stawia na swoim. Rozmowa z Stefanem Ingvarssonem
Nigdy nie tłumaczyłem polskiego autora, który byłby heteroseksualnym mężczyzną. Przekładałem Gombrowicza i Witkowskiego, a także poetki. Ale to nie są decyzje ideologiczne. Po prostu szukam w tekście wrażliwości, która do mnie przemawia.
Zachęcamy do przeczytania rozmowy Katarzyny Tubylewicz z Stefanem Ingvarssonem.
Czym różni się dobre tłumaczenie od wybitnego?
Wybitny tłumacz jest doskonałym aktorem. Tłumacz odgrywa cudzy tekst w innym języku. Żeby naprawdę świetnie zagrać, musi dobrze wsłuchać się w oryginał, a potem umieć znaleźć w przekładzie odpowiednik usłyszanych w nim głosów. Może najważniejszą rzeczą, której nauczył mnie wybitny tłumacz Anders Bodegård, było czytanie na głos podczas tłumaczenia. Nie chciałbym, żeby ktoś mnie oglądał, kiedy tak sobie czytam przed lustrem własny przekład, ale to jest naprawdę potrzebne. Dopiero wtedy słyszę, czy mam jakieś błędy w tempie, albo czy gdzieś na mój szwedzki nałożył się polski.
Jak wyglądała twoja droga do stania się tłumaczem?
Nie jestem typem człowieka, do którego tłumaczenia literackie pasują w sposób naturalny. Jestem towarzyski, niecierpliwy, późno stałem się dobrym stylistą w języku szwedzkim, mimo że w Szwecji zostałem wychowany.
Cały wywiad został opublikowany na stronie dwutygodnik.com >>