Nie wstydźcie się szmiry. Rozmowa z Dariuszem Żukowskim
„Wszyscy rozmawiają o pieniądzach, ale mało kto pyta, po co w ogóle są tłumacze i co by się stało, gdyby 80 procent jutro teleportowało się na Tytana badać morza metanu. Może nic wielkiego”
Zachęcamy do przeczytania rozmowy z tłumaczem Dariuszem Żukowskim.
Sądzisz, że praca tłumacza w Polsce się opłaca?
Coetzee zastanawia się w pewnej scenie z autobiograficznej powieści nad nieśmiertelnością, a temat ten splata z istotą pracy. Pisze o nieśmiertelności robotnika, który wylał betonowy blok. Trochę mu jej zazdrości. Po wielu latach można podejść i pokazać palcem trwały efekt jego pracy. To duży paradoks, że ludzie, którzy wykonują prawdziwą, przydatną pracę, są najniżej wynagradzani, a jacyś spekulanci giełdowi i inne pasożyty z finansjery śpią na absurdalnych pieniądzach.
A kim jest tłumacz w tym wszystkim? Tłumacze i inni przetwarzacze symboli – zwłaszcza naukowcy humaniści – wymyślili rozbudowany dyskurs, który ma uzasadniać ich rzekomo ważną rolę oraz roszczenia do niezależności od wszystkiego, w tym od mierzalnych standardów przydatności pracy. A przekład wyjątkowo dobrze nadaje się do przedstawiania w kategoriach wiedzy tajemnej. W pewnym zresztą sensie nią jest, jeśli wziąć pod uwagę hermeneutykę czy wręcz mistykę przekładu rozwijaną od starożytności i starającą się zgłębić, najogólniej mówiąc, nierozwiązywalną zagadkę ekwiwalencji słów i istoty języka.
Dlaczego postanowiłeś odejść z etatu i robić w przekładach?
Jeszcze przez dobry rok czy dwa po odejściu z wydawnictwa rozkompresowywałem się jak zgnieciony worek, który ktoś powoli nadyma powietrzem – uwalniałem się od mentalności podwładnego. Każdy, z kim rozmawiałem, dziwił się – jak to, odszedłeś stamtąd? Ojciec myślał, że oszalałem. W ogóle starsze pokolenie w Polsce nie chwyta zbyt dobrze idei pracy na własną rękę, myślą, że to takie skręcanie długopisów.
Cała rozmowa została opublikowana na stronie dwutygodnik.com >>