Gdańskie Spotkania Literackie
 

Mapa pokrywa terytorium. Rozmowa z Małgorzatą Łukasiewicz

Ostatecznie tłumacz pracuje sam, to jasne, ale dobrze jeśli od czasu do czasu wzbudza w sobie wrzawę cudzych głosów, krzyczących, że tu słowo nietrafne, tu rytm zdania się załamuje, a tu zgrzyt.

Zachęcamy do przeczytania wywiadu z tłumaczką z języka niemieckiego Małgorzatą Łukasiewicz.


Małgorzata Łukasiewicz

Każda kolejna książka, którą bierze pani na warsztat, jest takim samym wyzwaniem, co debiut?

Jest i nie jest. Zależy, o co pan pyta. Z czasem człowiek nabywa doświadczenia i uczy się radzić sobie z trudnościami, które dla debiutanta są nie do przebycia. Nabiera się zaufania do własnej pracy, a z drugiej strony wyrabia się w sobie zdrowy samokrytycyzm, taki głosik wewnętrzny, który mówi, że może niekoniecznie to pierwsze rozwiązanie, pierwszy wybór słowa jest właściwy i że trzeba nieustannie – póki wydawca nie wyrwie tekstu z ręki – poprawiać, kombinować, co tu jeszcze lepiej można zrobić. To bardzo ważne. Natomiast jeśli pan pyta, czy teraz tłumaczenie jest dla mnie rutyną, to nie, nie jest.

A zdarzyło się pani odwieść wydawcę od wydania czegoś?

Parę razy zdarzało mi się pisywać negatywne recenzje wewnętrzne, odradzające. Zawsze mam z tym problem, bo jeśli książka mi się nie podoba, to nie chce mi się jej czytać w całości, a wtedy trudno odpowiedzialnie wygłaszać negatywną opinię. Z drugiej strony, jeśli mi się bardzo podoba, zwykle wolę od razu uprzedzić wydawcę, że to świetne i sama chciałabym to tłumaczyć, a w związku z tym raczej nie będę obiektywnym recenzentem.

Cała rozmowa została opublikowana na stronie dwutygodnik.com >>