Gdańskie Spotkania Literackie
 

Mo Yan i jakieś trzysta sylab. Rozmowa z Małgorzatą Religą i Agnieszką Walulik

Tłumaczenie z chińskiego jest trudne, też dlatego, że orzeczenie często znajduje się na końcu – więc trzeba najpierw przebrnąć przez kilka linijek opisu gdzie, jak i kiedy, by dopiero na sam koniec dowiedzieć się, kto właściwie i co.

Zapraszamy do przeczytania wywiadu z tłumaczkami Małgorzatą Religą i Agnieszką Walulik.


W swoim krótkim omówieniu „Obfitych piersi, pełnych bioder” oraz „Krainy wódki” Kinga Dunin pisała: „Nie wyemigrował, jest wiceprzewodniczącym Chińskiego Związku Pisarzy, oficjalnie unika emigracyjnych twórców i wypowiada się zgodnie z zasadami chińskiej poprawności politycznej”. Czy Mo Yan jest pisarzem reżimowym?

Małgorzata Religa: Jak na to odpowiedzieć? Jeżeli termin „pisarz reżimowy” oznacza kogoś, kto wychwala reżim, pisze na jego zamówienie i bezkrytycznie utrwala jego propagandę, to wystarczy przeczytać jedno opowiadanie Mo Yana, żeby wiedzieć, że nim nie jest. Chiny przedstawione w „Krainie wódki” to jeden z najbardziej wstrząsających, nieznośnych i sugestywnych opisów piekła na ziemi, jakie powstały w literaturze światowej. (…)

Agnieszka Walulik: (…) W każdym razie zgadzam się z przedmówczynią: dopóki pisarz nie traktuje swojego pisarstwa jako narzędzia politycznej propagandy (a Mo Yan w sposób oczywisty tego nie robi), powinniśmy oceniać go za twórczość, nie za przekonania polityczne. Zresztą w demokratycznych już warunkach łatwo krytykować kogoś w Chinach za to, że nie wyemigrował. Tymczasem przypomnijmy sobie wielkich artystów, którzy żyli i tworzyli w Polsce komunistycznej – czy podważamy wartość poezji Szymborskiej za to, że nie wyemigrowała (a w młodości przez krótki czas wręcz opowiadała się za komunizmem)? Czy mamy prawo wymagać, by każdy artysta był jednocześnie bohaterem?

Jak się u pań zaczęła przygoda z tym językiem?

Małgorzata Religa: Początek mojej przygody z chińskim był już tak dawno temu, że nie bardzo pamiętam siebie sprzed Chin. Pamiętam tylko jakąś niejasną fascynację Dalekim Wschodem, jego estetyką i ludźmi. Dla mnie wtedy to był świat trochę baśniowy, trochę fantastyczny i bardzo przez to pociągający.

Agnieszka Walulik: Muszę przyznać, że bardzo przypadkowo. Bardzo lubię uczyć się języków obcych, ale decyzja o zdawaniu na sinologię była podjęta właściwie pod wpływem chwili. Po pierwszych trzech miesiącach chciałam nawet zmienić kierunek – wydawało mi się, że ten język mnie nie wciągnie. Ale dałam sobie czas do końca roku… i już tak zostało.

Cały wywiad został opublikowany na stronie dwutygodnik.com >>