Gdańskie Spotkania Literackie

O zabawie słowem i pułapkach Joyce’a w rozmowie z Jerzym Jarniewiczem

Proszę wyobrazić sobie bohatera narodowego, którego cała mądrość uaktywnia się, gdy wsadza sobie kciuk do ust i go ssie. To możliwe tylko w kraju Joyce’a. I tylko w przypadku Biblii i „Ulissesa” ludzie do dziś kłócą się o każdą kropkę i wersję kanoniczną – rozmowa z Jerzym Jarniewiczem o „Hotelu Finn”.

Szczególnie upodobał sobie słowa, które zawierają w sobie inne, czasem z innych języków albo innych epok. Takie „słowa w słowach” znalazł u Lewisa Carrolla, autora „Alicji w Krainie Czarów”, który nazwał je „walizkami”. Joyce stosował je nagminnie. Przekleństwo tłumacza! Widzę na przykład słowo „herring”, więc tłumaczę je w swojej naiwności jako „śledź”, ale Krzysiek Bartnicki podpowiada mi, że być może w słowie „herring” siedzi słowo „Erin”, czyli starożytna nazwa Irlandii. I co tłumacz ma z tym fantem zrobić?

O zabawie słowem i pułapkach, jakie słynny pisarz zostawił dla swoich tłumaczy, w wywiadzie z Jerzym Jarniewiczem na stronie Gazety Wyborczej